Stało się! Dotarłyśmy do Cumbuco – kitesurferskiego raju w Brazylii! Na przełomie listopada i grudnia spędziłyśmy tam kilka tygodni pływając jak szalone i pracując nad progresem.
Wszyscy, z którymi rozmawiałyśmy wcześniej byli zgodni: To najlepsze miejsce na świecie do uprawiania tego sportu, spełnienie marzeń kitesurferów i jeśli progres – to tylko tam. Dowody na potwierdzenie tej teorii widziałyśmy już rok wcześniej na Facebooku – cała czołówka światowego kitesurfingu meldowała się tu zimą. Teraz, na kilka tygodni przed naszym wyjazdem, zaczęło się to samo. Już od listopada spoty w Cumbuco w i okolicach zapełniały się mistrzyniami: Paula Novotna, Rita Arnaus, Dioneia Vieira… Z mediów społecznościowych wynikało, że są tu WSZYSCY. Więc w Cumbuco nie mogło zabraknąć także nas.
Droga
Do raju – tego kitesurferskiego raju – niełatwo się dostać. Trzeba lecieć z przesiadkami. My leciałyśmy liniami TAP Portugal przez Lizbonę (wyjazd organizowany przez Remplustravel). Oznaczało to przymusowy nocleg w stolicy Portugalii, w przypadku podróży z Warszawy, albo kilkugodzinne oczekiwanie – dla połączeń z Berlina. Alternatywa to np. linie Condor i połączenia przez Frankfurt. Lotniskiem docelowym jest Fortaleza, z której do Cumbuco jest mniej więcej godzina jazdy. Fortaleza to także lotnisko, z którego wyrusza się do innych kite’owych miejsc w Brazylii jak Guajiru czy Jericoacoara.
My wyleciałyśmy z Warszawy w czwartek po południu, a do Cumbuco dotarłyśmy w nocy z piątku na sobotę. Biorąc pod uwagę różnicę czasu, w Polsce była już sobota nad ranem… Ale widok z okna na palmy i ocean szybko wynagrodził nam trudy podróży.
Pierwsza Caipirinha w ulicznym barze (o czym więcej później) – też pomogła.
Spoty
Rano, nim jeszcze dobrze otworzyłyśmy oczy, zobaczyłyśmy już przesuwające się po horyzoncie latawce. Za oknem miałyśmy największy spot Cumbuco – Ocean Atlantycki.
Część naszej grupy nocowała w apartamentach tuż obok popularnego beach baru Kitecabana. Reszta w ośrodku (z portugalskiego „pousada” – Sexta Quadra) – dwie przecznice dalej. Obie lokalizacje (i inne w tej okolicy) – mają ogromne zalety – wystarczy pokonać schody albo kilkadziesiąt metrów, by znaleźć się na plaży i zacząć rozkładać sprzęt!
W Cumbuco jest do wyboru kilka spotów:
- Ocean (w okolicy Kitecabana)
Ma on kilka ogromnych zalet. Plaża jest piaszczysta i szeroka. To pozwala na bezpieczne startowanie i lądowanie kite’a. Zresztą, gdy tylko zawieje, dookoła jest mnóstwo fanatyków tego sportu, więc zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże wystartować albo wylądować, dorzuci radę, a czasem nawet na wodzie poda zagubioną deskę. W zależności od pływów fala jest tu mała albo umiarkowana. Przybój – zwykle też do pokonania nawet dla średnio-zaawansowanych. Nawet jeśli na wodzie jest sporo osób, spot jest na tyle rozległy, że nie ma uczucia zatłoczenia. Można więc na miejscu pobawić się na falkach albo wyruszyć stąd kilkukilometrowy downwind w okolice laguny Cauipe. Pokochałyśmy to miejsce!
Aby jednak z niego korzystać dobrze jest już mieć opanowane podstawy – starty w prawo i lewo oraz zachowania na głębokiej wodzie – halsowanie po deskę i bodydragi z deską w drugiej ręce. Dla całkowicie początkujących lepsze mogą okazać się okoliczne laguny.
- Laguny
Kilka kilometrów od Cumbuco znajdują się dwie laguny. Na północy – malownicza, otoczona plamami Lagoa de Cauipe, a na południu – zdecydowanie mniej urokliwa (i – głównie ze względu na burą wodę – zwana przez nasze towarzystwo pogardliwie „kałużą”) Lagoa de Tabuba.
Obszar lagun dzielą między siebie początkujący, którzy ze względu na płaską i płytką wodę mają tu komfortowe warunki do nauki oraz… profesjonaliści, którzy na płaskiej wodzie z upodobaniem szlifują tricki. Główne minusy to ostre kamienie na dnie (Tabuba) i niewielki rozmiar lagun. Kilkanaście kite’ów robi tu już tłok. Uważać trzeba więc z jednej strony na początkujących, a z drugiej – na tych najlepszych którzy ćwicząc tricki także nierzadko trzaskają latawcami o wodę.
Wiatr
To właśnie wiatr sprawia, że Cumbuco to kitesurfingowy raj. Wieje codziennie, cały dzień, z jednakową siłą, w tym samym lub podobnym kierunku. Na 14 dni naszego pobytu tylko jeden spędziłyśmy nie wchodząc do wody. W ciągu pierwszego tygodnia wiało mocniej (w użyciu były latawce 7-9 w zależności od gabarytów kitesurfera). W drugim wiatr osłabł i przydawały się większe rozmiary (momentami nawet dziewczyny pływały na 12, a panowie na 14-15). Szkwały w zasadzie nie występowały, co też uprzyjemniało i ułatwiało pływanie. No i co najważniejsze – w ciągu pierwszego tygodnia zaczynało wiać o godz. 7.00- 8.00, a pływać można było do zmroku ok. 18.00. To oznacza, że dało się zrobić kilka dobrych sesji dziennie!
Miasto
Cumbuco to niewielkie miasteczko. Ale na tyle duże, znajdziecie tu wszystko czego potrzeba – sklepy ze sprzętem do kite’a i z plażowymi ciuchami. Supermarket i kilka aptek. Uliczne stragany z szaszłykami i kilka międzynarodowych knajpek. Dla każdego coś miłego. Kolację można tu zjeść za 10 reali (ok. 13 zł) w formie szaszłyków z ulicznego grilla albo za 100 reali, bo tyle kosztują ryby i owoce morza w restauracji.
Ogólnie (choć podobno kilka lat temu 2 tygodnie dało się tu przeżyć za 100 dol.) dziś ceny są wyższe niż w Polsce. Przykładowo – piwo kosztuje 10 reali, czyli aż 13 zł. Najlepszym i najtańszym wyborem alkoholowym są więc caipirinhę (cachaça, czyli wódka z trzciny cukrowej + limonka + cukier), które można kupić za 7 reali. W kilku barach znajdziecie muzykę na live niemal każdego wieczora, ale tak naprawdę, imprezowo Cumbuco ożywia się w weekend, zwłaszcza po północy. Wtedy można liczyć na całonocne zabawy z tańcami.
W miasteczku to, co miejscowe, miesza się z elementem napływowym. I na tym polega jego urok. Zgłodniali kitesurferzy wcinają szaszłyki z ulicznych garkuchni. Na boisku obok, dzieciaki do nocy grają w piłkę, a w kościele nieco dalej trwa nabożeństwo. Za rogiem lokalne kobiety oferują przyjezdnym swoje uroki. W barze naprzeciwko Niemcy Brytyjczycy, Polacy, Czesi pijąc Caipirinhę z marakują, zawzięcie dyskutują o progresie. Lokalna drużyna Capoeiry prezentuje na centralnym placu swoje taneczno – waleczne umiejętności. W barze z muzyką live świetna wokalistka coverovego zespołu wykrzykuje za Janis Joplin „Take another piece of my hart”.
A wtedy, przy barze ktoś rzeczywiście kradnie czyjeś serce, ktoś inny nad szaszłykiem uparcie dopytuje towarzyszy, jak poprawić backrolla, ktoś niespiesznie wraca plażą przy blasku księżyca wyspać się i od rana znów cisnąć progres. Bo wieczorem wieje mocno, palmy uginają się na wietrze i już widać, ze szykuje się kolejny dobry dzień.
I tak, dzień za dniem, wieczór za wieczorem, wraz z każdym zrobionym halsem, udanym trickiem, wypitą Caipirinhą, Cumbuco kradnie także nasze serce. Już wiemy, że wrócimy tu na pewno.
Więcej informacji o życiu nocnym Cumbuco przeczytacie we wpisie: CUMBUCO PO GODZINACH – PRZEWODNIK
Rady praktyczne
- Kup lycrę
W Brazylii słońce jest bezlitosne (i to nawet porównując do znanej nam Azji Południowo-Wschodniej w szczycie sezonu). Uwierzcie – lycry z długim rękawem nie nosi się tu dla ozdoby! My korzystałyśmy z lycry brazylijskiej marki Guilla Brazil (dziękujemy Hang 10!!!). Uratowała ona nas przed solidnymi oparzeniami.
Jeśli nie masz lycry – niech to będzie twój pierwszy zakup przed wylotem lub tuż po dotarciu do Cumbuco.
- Weź krem z wysokim filtrem
Alternatywnie możesz kupić go na miejscu, choć niekoniecznie będzie to tańsze wyjście. Za ten – skądinąd dobry krem z filtrem 60 zapłaciłyśmy prawie 70 reali, czyli niemal 100 zł…
- Pomyśl o butach do pływania
Jeśli nie masz – warto rozważyć zakup. Przydadzą się do pływania na lagunie (Lagoa de Tabuba). Na dnie występują tu gdzieniegdzie BARDZO ostre kamienie, które już na samym początku mocno poraniły niektórym z nas stopy i uda (przy body dragach). Niestety na miejscu buty ciężko kupić. Znalazłyśmy je tylko w jednym miejscu i tylko w dużym, męskim rozmiarze.
- Dobrze zaopatrz apteczkę
Otarcia i rany od kamieni, opryszczka od słońca, bóle gardła od klimatyzacji i mięśni od połączenia wiatr – woda, problemy żołądkowe – to wszystko może się zdarzyć (i zdarzyło się w naszej grupie) w innym klimacie, przy uprawianiu sportu, w ciągu 2 tygodni. Jeśli wolisz sprawdzone lekarstwa od testowania angielskiego i kompetencji miejscowych aptekarzy, koniecznie weź coś do odkażania ran i przyspieszania ich gojenia, plastry, coś na kłopoty z żołądkiem, opryszczkę etc.
Wyjazd, w którym brałyśmy udział organizował Remplustravel.
3 Responses
Gosia
Fajna relacja :). Cumbuco skradło też moje serce – byłam tam dwa i trzy lata temu (też z Remplusem). Stawiałam tam pierwsze kiterskie kroki – najpierw te nieśmiałe na kałuży, a potem na ukochanym ocenie… Fenomenalne warunki – wszystkie dni z wiatrem. Teraz marzy mi się Guajiru i Jericoacoara. Ciekawa strona, super inicjatywa. Pozdrawiam.
Kasia
Dzięki za miłe słowa Gosia! Też myślimy, że w przyszłości Guajiru i Jericoacoara musi być! Choć do Cumbuco na pewno jeszcze wrócimy! Do zobaczenia na wodzie, a może nawet w Brazylii! 🙂 <3
Cumbuco po godzinach – przewodnik – Dziewczyny, które kochają kitesurfing
[…] Ten wpis dotyczy życia nocnego w Cumbuco. Więcej o kitesurfingu i pływaniu w Cumbuco piszemy TUTAJ. […]