W Cumbuco, w listopadzie i grudniu, słońce zachodzi mniej więcej o 18.00. To oznacza koniec pływania, bez względu na to, czy wieje (a zwykle wieje), czy nie. Co robić z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? Gdzie jeść? Gdzie pić? Gdzie się bawić? Podpowiadamy.
Ten wpis dotyczy życia nocnego w Cumbuco. Więcej o kitesurfingu i pływaniu w Cumbuco piszemy TUTAJ.
Wybierając się do Cumbuco musisz wiedzieć jedno: To nie jest duże miasto. W zasadzie – to wioska, a konkretnie mała wioska rybacka, którą wraz z rozwojem kitesurfigu jakiś czas temu coraz chętniej zaczęli odwiedzać wielbiciele tego sportu. Jeśli więc po całym dniu kitesurfingu lubisz wieczorem zabawić się w lśniących, wielopoziomowych klubach urządzonych na bogato – wybierz się gdzie indziej. Tutaj próżno szukać takich atrakcji.
Ale – jeśli lubisz jeść prosto i smacznie w otoczeniu „lokalsów”, jeśli nie pogardzisz pyszną caipirinhą z plastikowego kubka, jeśli dobry coverowy zespół grający przy akompaniamencie szumu fal wprawia cię w błogi nastrój albo nawet porywa do tańca – to miejsce jest dla Ciebie. Bo na ulicach Cumbuco (a to – dosłownie – trzy ulice na krzyż) tubylcy mieszają się kitesurferemi – tymi na wakacjach oraz tymi, którzy z miłości do tego sportu przyjeżdżają tu na dłużej albo nawet – zostają na stałe. Wieczorami, gdy centrum miasteczka się zapełnia, właścicielki lokalnych garkuchni obwieszone dzieciakami, serwują więc szaszłyki najlepszym zawodnikom na świecie (widziałyśmy Paulę Novotną i Dioneirę Vierę), a przyjezdni kitesurferzy podziwiają lokalne drużyny capoeiry prezentujące swe umiejętności.
Ta kompaktowość Cumbuco ma ogromną zaletę. Wystarczy, że zrobisz rundkę centrum po i zawsze trafisz na jakichś znajomych. Nie trzeba się umawiać, ustalać godziny i miejsca. Prędzej czy później i tak wszyscy kończą na rybie w Secret Spocie, na „patykach” przy głównej ulicy, na drinku w Madame Tequilli albo na parkiecie w Coyocie.
Ale po kolei:
Co jeść? Co pić?
Są trzy rzeczy, których w Cumbuco musisz spróbować koniecznie:
Açai (czyt. asaji) – to kultowy przysmak, który znajdziesz w licznych lokalach w Cumbuco. Jego bazą jest brazylijska jagoda – açai, wyglądem ponoć zbliżona do borówki amerykańskiej. Ponoć, bo w wersji saute trudno ją uświadczyć. Jest bowiem zamrażana wkrótce po zerwaniu, ponieważ w ciągu zaledwie kilku godzin traci swoje właściwości. A te ponoć są niezwykłe. Według açai zawiera przeciwutleniacze. W związku z tym ma spowalniać procesy starzenia. Zawarte w niej kwasy Omega 3, z kolei mają mieć działanie przeciwnowotworowe. Zdaniem wyznawców pozytywnie wpływa na przemianę materii (dzięki temu bilans wychodzi na zero, bo jednocześnie jest niestety bardzo kaloryczna), a nawet na potencję.
Jagoda budzi jednak kontrowersje. Szperając w zasobach internetu można znaleźć zarówno teksty dowodzące jej cudownych właściwości, jak i to wszystko dementujące i obalające te „mity”. Wyznawcy açai spierają się więc nieustannie ze sceptykami. Którzy mają rację? Nie wiemy. Nie podejmujemy się rozstrzygania tego sporu. Ale zachęcamy do spróbowania açai, bo uważamy, że generalnie w podróży trzeba skosztować lokalnych przysmaków. No i jest duża szansa, że açai Wam posmakuje. 🙂
Brazylijska jagoda ma intensywny fioletowo – brązowy kolor i smak przypominający nasze, europejskie jagody z lekkim posmakiem czekolady. Ponieważ po zebraniu jest mrożona, serwuje się ją w postaci lekko rozmarzającej masy. Nie brzmi to dobrze, ale dobrze smakuje – dla przybliżenia: wyobraźcie sobie lekko rozmarzający sorbet jagodowo – czekoladowy – to mniej więcej ta konsystencja i ten smak. Zwykle podawana jest (w zależności od miejsca) z jogurtem, granolą, świeżymi owocami i miodem. Czasem jeszcze z tapioką, skondensowanym mlekiem, czy inni dodatkami.
Sprzedają ją knajpki, foodtrucki i obwoźni sprzedawcy krążący np. przy spotach na lagunach. Na pewno więc jej nie przegapicie. Prostą wersję z 2 dodatkami można kupić już za ok. 8 reali (przy obecnym kursie ok. 10 zł). Nam najbardziej smakowała wersja de luxe z owocami i innymi dodatkami serwowana w Kite Cabana – beach barze nieopodal naszego miejsca zamieszkania (cena – 24 reale).
Queijo (czyt. kezio) – ser z owczego mleka. Na straganach ze street foodem, sprzedawany jest w wersji na ciepło – z grilla (ok. 3 reale). Smaczny, podobny jest do naszego oscypka, choć nieco delikatniejszy i bardziej puszysty. W restauracjach serwują go z miseczką miodu, którym można polać ser. Ciekawe, oryginalne połączenie smaków. Polecamy.
Caipirinha – kultowy, lokalny drink. Jego bazą jest wódka z trzciny cukrowej, czyli cachaça, do tego duuuużo limonki, cukier – i gotowe. Serwuje się ją z dużą ilością lodu, a także w różnych wariantach z owocami – np. z marakują. Poza tym, że jest pyszna, to zwykle najtańsza opcja w barze, czy restauracji – kosztuje 7-10 reali. Dla porównania – małe lokalne piwo kosztuje tyle samo albo więcej.
Gdzie jeść?
Jeśli chodzi o śniadania sprawa jest dość prosta. Jeśli nie jesz ich w swoim miejscu zamieszkania (czyli z port. pousada – ośrodek) najczęstszym wyborem turystów jest Cafe Cumbuco. Tu na śniadanie można zjeść oczywiście açai albo sałatkę owocową z jogurtem i granolą (12 reali). Do wyboru są też naleśniki ze słodkimi lub wytrawnymi dodatkami oraz europejskie śniadania z jajkami z roli głównej. Można także wybrać jeden z zestawów śniadaniowych z kawą i sokiem, kosztujących od 20 reali w górę.
Secret Spot – cześć naszej grupy upodobała sobie to miejsce prowadzone przez (o ile mamy dobre informacje) słoweńska parę. Zjecie tu ogromne sałatki „na bogato” np. z krewetkami (od ok. 30 reali) i smaczne dania rybne (ok. 50 reali i więcej). Jeśli jesteście wielbicielami steków, także będziecie zadowoleni. One były jednak dobre w zasadzie we wszystkich lokalach w mieście i okolicy. Aby tu trafić należy wjeżdżając lub wchodząc do centrum miasta (od strony Fortalezy) odbić w uliczkę w lewo (Rua Almirante Pedro de Frontin).
Germanos Pizzaria – jeśli zatęsknicie za europejsko – międzynarodowymi przysmakami, tu znajdziecie pyszną pizzę na cienkim cieście z mnóstwem dodatków. Lokal znajduje się przy knajpkowo – barowej uliczce w centrum (Rua Amirante Tamandare). Aby tu dotrzeć, trzeba odbić od głównej ulicy w stronę oceanu, a potem skręcić w lewo.
Muda – elegancka (jak na Cumbuco) knajpa w centrum, z sympatycznym tarasem na górnym poziomie. Znajdziecie tu bardzo smaczną współczesną kuchnie międzynarodową – polecamy pyszne chilli con carne, a na deser – brownies. Lokal założył instruktor kitesurfingu z Czech, który zakochał się w Cumbuco i osiedlił tu na stałe. Dziś Muda to już sieć kilku lokali.
Jeśli nie macie ochoty na eksperymenty kulinarne, dobrym wyborem może być ACL przy głównej ulicy, gdzie zdjęcie dużo i dość tanio. Specjalnością zakładu jest kurczak z rożna z wielką porcją frytek, ryżu i sałatki w cenie od kilkunastu reali za porcję.
My najczęściej wybierałyśmy street food. Przy głównej ulicy wieczorami rozstawiały się stoiska z grillowanymi szaszłykami z sera, kurczaka, podrobów (3 reale za sztukę). Taki zestaw można uzupełnić o sałatę albo alternatywnie wybrać (metodą zaglądania do garnków) gulasz czy potrawkę. Jeśli chcecie zjeść tanio, dość smacznie, a przy okazji pogapić się na przepływający tędy tłum to jest zdecydowanie najlepsze wyjście.
Stoiska, ze street foodem, podobnie jak wszystkie lokale (o ile nie zaznaczamy inaczej) znajdują się przy głównej ulicy (Av. dos Coqueiros).
Gdzie pić? Gdzie się bawić?
Z piciem i zabawą jest w Cumbuco jeszcze łatwiej niż z jedzeniem, bo… lokali, w których warto zatrzymać się na dłużej jest dosłownie kilka. Przy odrobinie dobrych chęci możecie dowolnego wieczora odwiedzić je wszystkie i wybrać ten, w którym właśnie coś się dzieje. A więc – po kolei:
Madame Tequila – bar przy ulicy z pysznymi drinkami w dobrych cenach (Caipirinha 7 reali, w cenie orzeszki do zagryzania). Kilka stolików i miła obsługa. Do pogadania albo rozkręcenia się przed wieczorem
Armadillo – bar i restauracja. Specjalnością są burgery. Nas jednak przyciągnęła tu głownie muzyka. Kilka razy w tygodniu grają tu naprawdę dobre coverowe kapele. Można pogadać, pośpiewać, a przy odrobinie chęci także potańczyć na ulicy, obok stolików. Tak, zdarzyło nam się 😉
L’Aranja Mecanica– spory bar ciągnący się od głównej imprezowej uliczki (Av. dos Coqueiros) do plaży. Główną atrakcją jest to, że sącząc drinki siedzi się na huśtawkach. Można tu także zagrać w bilard albo piłkarzki.
Cebola Salsa – spory bar pod chmurką, pustawy w tygodniu, ale pełny w weekendy. Czasem można tu trafić na muzykę na żywo, ale na tańce (w tym salę z nazwy) trafiłyśmy tu tylko jeden raz.
Coiote – najbardziej zbliżony do klubu lokal w Cumbuco. Jeśli więc chcesz poszaleć na parkiecie, to jest miejsce, którego szukasz. Coiote ożywa głównie w weekendy i wtedy zapełnia się spragnionymi tańca tubylcami i kite-turystami. Zabawa rozkręca się mniej więcej o północy i trwa do wczesnych godzin nad ranem. Jeśli więc zabawisz tu wystarczająco długo, możesz tuż po wyjściu obejrzeć wschód słońca nad oceanem. 🙂
Porady praktyczne:
- w restauracjach doliczą Ci 10% za obsługę
- w Cumbuco nie ma bankomatu. Jeśli jednak zabraknie Ci gotówki, możesz wypłacić ją na stacji benzynowej w drodze do laguny Tabuba (w kierunku Fortalezy)
W Cumbuco byłyśmy na wyjeździe organizowanym przez Remplustravel.pl
2 Responses
Cumbuco kradnie nam serce – Dziewczyny, które kochają kitesurfing i surfing
[…] Więcej informacji o życiu restauracjach i życiu nocnym Cumbuco przeczytacie w następnym wpisie: … […]
Cumbuco kradnie nam serce – Dziewczyny, które kochają kitesurfing
[…] Więcej informacji o życiu restauracjach i życiu nocnym Cumbuco przeczytacie w następnym wpisie: … […]