“To jest wolność, której pragnę zaznać. Mam wielkie marzenia związane z tym sportem! Gdy nauczę się pływać, chcę wciągnąć w to niesłyszących osób” – przeczytajcie relację Ani z nauki kitesurfingu na naszym campie.
Ania nie słyszy. Ale kocha wodę i sport. Marzyła więc o tym, żeby nauczyć się kitesurfingu. I zdecydowała, że chce szkolić się na naszym campie, w gronie innych dziewczyn. Ku naszej wielkiej radości, oczywiście! 🙂
Zapisała się więc na czerwcowy Kite&Wake Camp w El Gounie, ale była pełna obaw, czy jako osoba niesłysząca – podoła?
Na szczęście (byłyśmy przekonane, że podoła!), kitesurfing to sport demokratyczny – dla wszystkich. Nie tylko dla rosłych facetów, ale też kruchych (albo pulchnych) dziewczyn, ludzi w średnim wieku oraz osób z drobnymi ograniczeniami, które jednak nie przeszkadzają w uprawianiu tego sportu. Na przykład – tak jak Ania – niesłyszących.
Ania pojechała na camp i… szło jej świetnie! W ciągu 8 godzin szkolenia przerobiła kurs IKO 1+2 i doszła do udanych startów na desce! A przeszkodą okazał się nie brak słuchu, lecz… przyzwyczajenia z windsurfingu. Zresztą, przeczytajcie jej własną relację z naszego Kite&Wake Campu i nauki kitesurfingu:
Trzeba zaufać intuicji i dać się ponieść
Ponieważ od dziecka kocham wodę, wszelkie sporty związane z nią są moją miłością – żeglowanie, kajaki, pływanie, windsurfing itd.
Windsurfing uprawiałam przez prawie kilkanaście lat na Półwyspie Helskim, w słynnej wiosce, w samych Chałupach, które wówczas raczkowały z infrastrukturą turystyczną, bo tak wielu turystów wtedy tam wówczas nie było.
Oszałamiający widok
Pewnego dnia zobaczyłam (to było jakieś 5 – 6 lat temu), że oprócz windsurferów zaczęli wdrażać w helski klimat kitesurferzy. Widok był oszałamiający! Latawce – piękne, kolorowe i majestatyczne! Kitesurferzy pływali lekko i bezwysiłkowo.
Wtedy zaczęła kiełkować się myśl, żeby nauczyć się tego sportu. Tym bardziej, że ze względu na wskazania lekarskie, nie mogę uprawiać uprawiania sportów wysiłkowych – a windsurfing do takich należy. Więc postanowiłam zaryzykować i spróbować nowego sportu jakim jest kitesurfing.
Pierwsze lekcje pobierałam w 2014 roku w tej samej szkółce w Chałupach, z której często wypożyczałam sprzęt windsurfingowy. Początki były trudne. Do nauki tego sportu potrzebna jest komunikacja z instruktorem. Patrząc na instruktora, nie byłam jednak w stanie opanować latawca. Nauka szła mi więc dosyć opornie. Po tamtym krótkim szkoleniu miałam 3 letnią przerwę we wszelkim pływaniu. Aż tego, roku 2017. W końcu postanowiłam nauczyć się kitesurfingu!
Muszę się tego nauczyć!
Ponieważ wcześniej należałam do grupy Kite Wyjazdy na Facebooku, blogi kitesurferek nie były mi obce. I im bardziej zagłębiałam się w temat kitesurfingu, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że muszę się tego nauczyć! To był mój główny cel. I pewnego dnia w me oko wpadła oferta campu tylko dla dziewczyn w Egipcie…
Oczywiście miałam bardzo duże obawy związane z tym krajem, ale miłość do wody zwyciężyła. No, kusiły zachwycające warunki nauki w polskiej bazie Red Sea Zone. Na szczęście moje obawy były bezpodstawne, na miejscu zastałam miłych i sympatycznych ludzi którzy starali się, by pobyt w tamtym miejscu był bezpieczny i udany.
[Relację z czerwcowego campu w El Gounie wraz z mnóstwem zdjęć znajdziesz TUTAJ]Zastanawiałam się też, czy jest sens jechać, skoro jeszcze nie opanowałam nawet startów na desce, skoro są problemy komunikacyjne… Bo nie słysząc instruktora, nie wie się, co należy robić. No i obawy o bezpieczeństwo innych. Latawiec i linki mogą być niebezpiecznie, gdy jak nie wie się, jak nimi posługiwać.
Tymi wątpliwościami podzieliłam się z organizatorką campu. Efekty naszej rozmowy przeszły moje oczekiwania. Otóż do nauki przydzielono mi… samego szefa bazy Piotra „Camela” Szlagowskiego.
Metodą własnych znaków
Nasze początki z Camelem nie należały do najłatwiejszych, bo uczyliśmy się siebie nawzajem. Metodą prób i błędów opracowywać własne znaki, takie jak klepanie w rękę lub ramię, które ułatwiały mi wykonywanie wydawanych poleceń.
Dlaczego? Zwykle instruktor, ze względów bezpieczeństwa stoi za kursantem. Ale ja z kolei czytam z ruchu warg, więc muszę mieć rozmówcę… z przodu. Gdy zaś był z tyłu, nie widziałam ani nie słyszałam go. Te klepania w ramię miały były znakiem, że mam na chwilę odwrócić głowę.
Byłam pod wielkim wrażeniem wiedzy Camela, tego jak bardzo zależało mu na moim bezpieczeństwie i na tym, żebym nie powtarzała tych samych błędów, które uniemożliwiały mi opanowanie prawidłowej techniki startowania na desce. Myślę, że gdyby nie ten czas który poświęciliśmy się na uczenie się nawzajem, zrobiłabym szybszy progres. Mimo tego, dzięki Camelowi, stopniowo zaczynałam rozumieć, o co chodzi w kitesurfingu!
Tylko bez napinki!
Czasem pokonywały mnie nie trudności komunikacyjne podczas szkolenia, ale zwyczajnie zmęczenie. Po prostu siły mi brakowało na starty! Zauważyłam, że z samego rana, gdy jestem wypoczęta i na luzie, łatwiej przyswajam wiedzę i starty idą mi lepiej. Udawało mi się nawet przepłynąć kawałek! To dawało mi wiele radości!
Kolejną przeszkodą do pokonania okazały się przyzwyczajenia z windsurfingu. Instruktor zwrócił mi uwagę, iż jedyną moją barierą na drodze do nauczenia się startów, jest…. moje zbytnie spinanie się! Wszystkie mięśnie miałam napięte na maksa! A to nie o to chodziło w pływaniu w kitesurfingu – jest to sport lekki, wymagający luźnego podejścia. Wtedy wszystko samo wyjdzie!
Mieć odpowiednie podejście
A zatem podsumowując – sport jest bardzo łatwy. Tylko do tego sportu trzeba mieć odpowiednie podejście – wyrzucić z siebie negatywne emocje! A wtedy nauka idzie szybciej i łatwiej – zaczynasz pływać, a nawet latać jak ptak. To jest wolność, której pragnę zaznać zapisując się na… kolejny camp! Tak, tak – na tegoroczny lipcowy camp.
Jestem pełna zapału i mam nadzieję, że wiedza i praktyka zdobyta w egipskiej El Gounie pozwoli mi pokonać kolejne etapy nauki.
Jeśli ktoś ma obawy albo boi się spróbować pływania na kite’cie, to musi uświadomić sobie, że ograniczenia występują jedynie… w głowie. W samym sporcie nie ma żadnych ograniczeń wiekowych, wagowych itd. Trzeba zaufać swojej intuicji i dać się ponieść, co wszystkim polecam!
Mam wielkie marzenie związane z tym sportem. Gdy nauczę się pływać, mam zamiar wciągnąć w to niesłyszących osób. Pokazać im, że niemożliwe nie istnieje. Poza tym chcę jeździć na spoty zagraniczne ( Brazylia, Grecja , Portugalia, Egipt itd).
Czego więcej do szczęścia potrzeba?
Zdjęcia: Adam Harry Charuk
Chcesz jechać z nami na camp? Pełną listę najbliższych campów znajdziesz TUTAJ.
0 Responses
10 najlepszych rzeczy na lipcowym campie. Nasz ranking – Dziewczyny, które kochają kitesurfing i surfing
[…] Drugi raz dołączyła do nas Ania, która nie słyszy (opowieść ani o nauce Kitesurfingu możecie przeczytać TUTAJ). […]