Robię kilka kółek na rozgrzewkę. Ośmielona próbuję obrotu 360. Bum! Bolesny upadek na plecy. Przypominam sobie słowa Moniki. Nie żartowała mówiąc, że na jej zajęciach się nie pływa, tylko co chwila ląduje w wodzie. Bo pływając w kółko nie robi się postępów.
Aż dziwne, że nie spotkałyśmy się wcześniej. W końcu obie kochamy deskę, wodę i organizujemy spotkania tylko dla kobiet, żeby swoją pasją zarażać inne dziewczyny. Latem jednak trudno nam się spotkać. Ja działam na Helu i na pierwszym miejscu jest kite. Monika – w Warszawie i tu, w Wakepark Łomianki i w 2wakepark na Białołęce prowadzi szkolenia wakeboardowe – tylko dla dziewczyn.
Ale w końcu nadarzyła się okazja, bo na Półwyspie akurat nie wiało, i w weekend Monika zaprosiła mnie na jedno z takich szkoleń.
Monika Weronika Klekotko, autorka bloga glodniwrazen.pl to dziewczyna z pasją. Trzy lata temu zakochała się w wake’u. Tak bardzo, że zatrudniła się na weekendy w wakeparkowym barze, byle tylko móc w wolnych chwilach bezpłatnie popływać.
Dwa lata temu właściciel wakeparku w Łomiankach wpadł na pomysł kobiecych szkoleń wake’owych, a Monika zgodziła się je poprowadzić. I okazało się to strzałem w dziesiątkę. Najpierw były zajęcia w Łomiankach, a od tego roku, także w nowym wakeparku na Białołęce. W sumie, w tym sezonie, już ponad 30 szkoleń. W niedzielę dołączam na jedno z nich w 2wakepark.
Bierze w nim udział 6 dziewczyn. Monika wita nas wkrótce po zakończeniu swojej sesji na wake’u. Tłumaczy, że podbiła oko. Nie wyszedł trick…
– Nic nie widać – zapewniam – Może tylko draśnięcie na nosie lekko…
– Aaa, to z zeszłego tygodnia – śmieje się.
Ćwiczy w każdej wolnej chwili.
– Musze się stale uczyć, żeby moje kursantki mnie nie dogoniły – żartuje.
Czas zaczynać zajęcia. Najpierw krótka rozgrzewka. Potem Monika tłumaczy na sucho starty i zwroty, bo grupa składa się głównie z początkujących. Jak mam robić obrót o 360 stopni. Kilka razy, na próbę przekładam drążek za plecami stojąc na piasku. Czas spróbować tego na wodzie!
Pływamy po kolei – 2 sesje po 10 minut każda. W międzyczasie, nie pływające akurat dziewczyny, przyglądają się pływającym, plotkują, dyskutują o postępach. Monika z brzegu pomostu wyjaśnia przed startem, co robić, a potem, gdy zawraca się obok niej, prosi o zatrzymanie wyciągu i tłumaczy, co poprawić.
Robię kilka kółek na rozgrzewkę. Ośmielona próbuję obrotu 360. Bum! Bolesny upadek na plecy. Przypominam sobie słowa Moniki. Nie żartowała mówiąc, że na jej zajęciach się nie pływa, tylko co chwila ląduje w wodzie. Bo pływając w kółko nie robi się postępów.
Gdy podpływam do pomostku tłumaczy: Mam nie przyciągać drążka, ale szarpnąć gwałtownym ruchem:
– Jakbyś chciała zerwać firanki – wyjaśnia.
Metafora działa. Szarpię. Obracam się i… bum – tym razem na twarz. Ale obrót już prawie, prawie był. Mam trochę dość, więc radością przyjmuję komendę zmiany.
Do wody wchodzą kolejne dziewczyny. Monika klaszcze i krzyczy z brzegu, gdy którejś coś wychodzi.
– Czasem sama nie wiem, czy ja się bardziej cieszę, czy dziewczyny – śmieje się.
Druga kolejka.
– To ja może tylko popływam… – chcę się wymigać.
– Nie, musisz spróbować – przekonuje Monika. – Jeśli nie spróbujesz, zapamiętasz, że ci nie wychodzi i będziesz mieć uraz – tłumaczy.
Płynę. Szarpię wyobrażone firanki. Przekładam drążek za plecami i… dalej płynę! Wyszło! Krzyczę z radości. Monika krzyczy brzegu. Klaszcze z rękami w górze.
Chcę na sukcesie zakończyć sesję, ale ona nie odpuszcza:
– Jeszcze raz, próbuj!
Głupio odpuścić. Próbuję, choć boję się, że nie będzie tak różowo. I znów jest obrót, i radość. Zaczynam wierzyć, że ten poprzedni raz nie wyszedł mi przypadkiem. Wychodzę z wody w endorfinach i chcę więcej!
– Ja już wiem jak was podejść – śmieje się Monika. – Dziewczyny czasem za szybko chcą odpuścić.
– Ona mówi takim głosem, że nie da się odmówić – dodaje jedna z dziewczyn na pomostku.
I ma rację. Monika jest miła, ale stanowcza. Niby prosi, więc odmówić – głupio. Z drugiej strony, ma się poczucie braku wyboru. To motywuje do prób.
Kolejna dziewczyna wchodzi do wody niepewnie. Przy pierwszej kolejce nie szły jej starty. Ale doping i instrukcje Moniki robią swoje. Staje. Płynie. Jest progres. Jak chyba u wszystkich dziewczyn tego dnia.
Gdy kończymy, jest już zupełnie ciemno, a wakepark rozświetlają reflektory. Ale wciąż stoimy, śmiejemy się, rozmawiamy. Ciężko się rozstać, bo dyskutujemy o pływaniu, szkoleniu, wake’u, kite’cie.
Przed szkoleniem myślałam, że tą sesją zakończę sezon, ale teraz chcę próbować kolejnych tricków. Jest czas, bo na wrzesień pogoda póki co zapowiada się znakomicie.
– W zeszłym roku pływałam do połowy października – wspomina Monika – a ponieważ grudzień był bardzo ciepły, niektórzy nawet w święta śmigali w mikołajkowych czapkach – opowiada.
Oby w tym roku było tak samo, bo po szkoleniu z Głodni Wrażeń głód na pływanie i zdecydowanie wzrasta.
Informacje o kolejnych terminach kolejnych szkoleń znajdziecie www.facebook.com/GlodniWrazen
Leave a Reply