Podsumowujemy dla Was fantastyczny październikowy camp w El Gounie
Ty też możesz być częścią tej niezwykłej przygody! Zapisz się na nasz kolejny camp! Listę najbliższych campów znajdziesz TUTAJ.
W połowie października po raz drugi odwiedziłyśmy El Gounę – odbyła się tam jesienna i ostatnia w tym roku edycja naszego Kite&Wake Campu współorganizowanego z Easy Surf Travel. Wśród tylu wspaniałych wyjazdów, ten był naprawdę wyjątkowy. Pogoda dopisywała, ekipa zintegrowała się już na lotnisku, a każdy dzień obfitował w mnóstwo atrakcji. Które z nich były największe? Co sprawiło, że był to tak fantastyczny czas? Podsumowujemy dla Was ten niezwykły tydzień w El Gounie.
-
Wiatr
Po pierwsze i najważniejsze – wiało! I to jak wiało! Właściwie non stop – przez cały czas! Nierzadko robiłyśmy po 3 sesje dziennie na wodzie. Czasem już niemal opadałyśmy z sił. Ale wtedy była przekąska / kawa / drzemka i znów – wracałyśmy na brzeg, rozkładałyśmy sprzęt i cisnęłyśmy dalej!
Progres była niesamowity! Ewa, która na campie zaczynała przygodę z kitesurfingiem, pod koniec tygodnia robiła już piękne halsy! Marta z nieśmiałych startów w lewo, doszła do samodzielnego pływania i płynnych zwrotów! Wszystkie dziewczyny przeszły na kolejny etap jeśli chodzi o kite’owe umiejętności. I wszystkie nabrały jeszcze większego apetytu, żeby kontynuować naukę!
-
Miejsce
Październikowy camp spędziłyśmy w polskiej bazie RedSeaZone w El Gounie. Wcześniej już wielokrotnie pisałyśmy o zaletach tego miejsca – choćby TUTAJ. Zawsze wracamy tam z radością.
Po pierwsze dlatego, że jest tu mnóstwo udogodnień, które sprawiają, że pływa się komfortowo i bezstresowo. Na czas sesji rzeczy można zostawić w zamykanych szafkach. Pompowanie jest szybkie i łatwe dzięki kompresorom. Jest gdzie się przebrać, opłukać ze słonej wody i zostawić sprzęt. No i w startach oraz lądowaniach pomagają beach-boye, a więc nie jesteśmy zdane na łaskę i niełaskę znajomego, który może być w barze albo drzemać na leżaku.
Ale skoro już o leżakach mowa. Baza RedSeaZone to także mnóstwo innych atrakcji – wygodne słomkowe łóżka plażowe, osłonięta przed słońce strefa chillu, bar z pyszną kawą mrożoną, sokami i nie tylko. No i serdeczna, pomocna obsługa. Naprawdę, czujemy się tu jak w domu.
-
Różnorodność
Pływanie na bezpiecznym, komfortowym spocie to podstawa. Ale z czasem, w miarę rozwijania kite’owych umiejętności, chce się także spróbować czegoś innego.
Tym razem udało nam się wybrać kilka kilometrów na północ i wzdłuż wybrzeża zrobić downwinda z powrotem do bazy. Były cudne widoki, przygoda na – dla odmiany – głębokiej wodzie, no i do tego satysfakcja z pokonanego dystansu.
Jedną z największych atrakcji tego campu było natomiast jednodniowe kitesafari na wyspę Tawila. To bezludna, piaszczysta wysepka, na którą z El Gouny płynie się około półtorej godziny.
Niektórzy, jak na przykład instruktor Kajetan, ruszyli tam na wodę na… dmuchanym flamingu. 😀
Reszta z nas pływała w nieco bardziej tradycyjny sposób. 😉
Znalazł się także czas na pływanie w tandemie z Piotrem „Camelem” Szlagowskim – szefem bazy Red Sea Zone. To moment, na który zawsze czekamy z niecierpliwością, bo dzięki pływaniu w tandemie nawet zupełnie początkujące dziewczyny mogą przekonać się, jak to jest skakać, czy robić zwroty w powietrzu. Zaś te bardziej zaawansowane, dzięki komentarzowi instruktora na żywo, mogą przygotować się do wykonywania tych ewolucji samodzielnie.
Jakby tego wszystkiego było mało, pod koniec dnia na naszym spocie pojawiła się Paula Novotna – jedna z najlepszych freestyle’owych kitesurferek świata. Paula zobaczyła z wody dziewczyński camp oraz naszą różową flagę i nie tylko specjalnie dla nas zrobiła kilka tricków, ale też cierpliwie pozowała do grupowego zdjęcia z nami.
Dziękujemy! To było idealne zakończenie cudownego dnia!
-
Plany na brak wiatru
Na każdym kitesurfingowym wyjeździe, trzeba być przygotowanym na plan B, czyli dzień w którym nie będzie wiało. Tak było i tym razem, choć dzięki świetnej pogodzie, plany awaryjne pozostały na papierze. Wiatr dopisywał tak bardzo, że brakło nam czasu, na spływ SUP-ami, czy wizytę w miejscowym wakeparku (nadrobimy to następnym razem!).
Ostatni dzień, kiedy wiało tylko rano, poświęciłyśmy natomiast na zajęcia z teorii kitesurfingu. Omawialiśmy w bazie pływy, pasaty, efekty wiatrowe, czy różne rodzaje sprzętu. Potem, już na wodzie, odbyły się zajęcia z self rescue.
Po południu wybrałyśmy się zaś motorówką na lagoon trip. Mknęłyśmy łódką po wodzie, mogąc dzięki temu obejrzeć El Gounę z nowej perspektywy, przy okazji fantastyczne się bawiąc.
Dzień zakończyłyśmy w beach barze Club House, relaksując się, skacząc do basenu i wznosząc toasty – za progres oczywiście.
-
Po godzinach
Wspomniany Club House w niedzielne wieczory przekształca się w jedną z najlepszych imprezowych miejscówek El Gouny. Tańczy się tu boso na piasku, z jednej strony mając basen, z drugiej kanały El Gouny. Tu spędziłyśmy jeden z najbardziej szalonych wieczorów campu, zakończony, już po powrocie do hotelu, skokami do hotelowego basenu.
Innym razem udałyśmy się do Bartendera – baru z superklimatem i wyjątkowym wystrojem, położonego w sercu Mariny.
W poniedziałek, tradycyjnie zjawiłyśmy się na Ja Monday’s – cotygodniowej imprezie z muzyką na żywo, podczas której na scenie występuje m. in. instruktor i szef bazy – Piotr „Camel” Szlagowski.
A w środę, także w bazie, zorganizowałyśmy polski wieczór ze złotymi przebojami i tańcami do upadłego! Było fantastycznie!
Bo dobry camp to taki, na którym także wieczorami nie brakuje atrakcji i nigdy nie można się nudzić.
-
Ekipa
Nigdy nie można się też nudzić, jeśli dookoła są świetni ludzie. A na październikowym campie ekipa była fantastyczna! Każda z dziewczyn była zdeterminowana, żeby zrobić maksymalny progres i każda gotowa, aby wieczorami, z nie mniejszym zaangażowaniem szaleć na parkiecie.
Integracja grupy przebiegła błyskawicznie już na lotnisku (i to mimo zbiórki o 4.), a przed końcem campu zawiązały się przyjaźnie, które zapewne przetrwają lata!
-
Pamiątki
Najlepszą pamiątką z każdego wyjazdu są cudowne wspomnienia. Ale oczywiście, jeśli oprócz wspomnień można przywieźć coś jeszcze, tym lepiej.
O to, żeby tak się stało zadbali nasi sponsorzy. Oprócz firmowej koszulki „Dziewczyn” i plecaka z naszym logo, każda dziewczyna dostała w gift packu owocowy balsam do ust od Pink Palm Sklep oraz kosmetyki Ziaja – m. in. krem z filtrem UV, olejek do ciała i włosów czy peeling – idealne żeby zadbać o skórę na kitesurfingowych wakacjach i po nich.
W konkursach do zgarnięcia były piękna bluza Zooki Wear, idealna do pływania w gorącym klimacie lycra Chasing Lands, okulary przeciwsłoneczne Rookie i biżuteria Sznur Wiór. Główną nagrodą była peeling od Perfect Peel, wykonywany w profesjonalnym gabinecie kosmetycznym, który trafił do Iwony. Gratulujemy!
To wszystko, oraz masę cudownych wspomnień nasze dziewczyny zabrały do domu. A wspominać będzie jeszcze przyjemniej, oglądając zdjęcia zrobione przez Adama „Harry’ego” Charuka, który szalejąc przez cały tydzień z obiektywem, wspaniale uwiecznił nasz camp.
Kite&Wake Camp dla dziewczyn odbył się w El Gounie 12 – 19 października.
Współorganizatorem campu było Easy Suf Travel
4 Responses
365dniwobiektywielg
świetnie
Stella
Brzmi, jak kosmicznie dobry wyjazd:) Ja jeszcze muszę dopisać do listy pogodę – jestem zdecydowanie z tych ciepłolubnych, i raczej odpuszczam te wyjazdy gdzie wieje chłodem:) Już naprawdę wolę lekką bryzę, ale za to w pełnym słońcu…:)
Podsumowujemy rok 2017! – Dziewczyny, które kochają kitesurfing
[…] Więcej o campach w El Gounie przeczytasz TUTAJ >> […]
Podsumowujemy rok 2017! | Dziewczyny, które kochają kitesurfing
[…] Więcej o campach w El Gounie przeczytasz TUTAJ >> […]